poniedziałek, 5 stycznia 2015

Komunikacja

To, w jaki sposób się porozumiewamy, odzwierciedla środowisko, w jakim żyjemy. Zasób naszych słów, wyrażeń czy kontekstów determinuje nasz wizerunek. Poprzez język kształtuje się indywidualny świat każdego z nas. Po sposobie mówienia możemy z łatwością rozpoznać, skąd osoba pochodzi, jakie ma wykształcenie i czy zdecydujemy się z nią po raz olejny porozmawiać. Kultura języka dostarcza nam problemów w życiu codziennym. Na pewno osoby, które mają codzienny kontakt z ludźmi starszymi, zastanawiają się, gdzie popełniają błąd, którego wynikiem jest problem z porozumieniem się z babcią czy dziadkiem.
Edward Hall wyróżnia kultury o wysokim i niskim uwrażliwieniu na kontekst. Na przykład w Stanach Zjednoczonych według antropologa ceniona jest zwięzłość wypowiedzi, uargumentowanie swoich racji, płynność i ogólna jasność przekazu; natomiast w krajach orientalnych najważniejszy jest właśnie kontekst. Komunikacja niebezpośrednia, opierająca się na umiejscowieniu rozmowy w danym miejscu, czasie, okolicznościach. Ważna jest wrażliwość i subtelność przekazu. Składowymi komunikacji są: słowa, tempo mówienia, siłą głosu, gesty, przestrzeń rozmowy, dotyk.
Przyjęło się, że dobrze wykształcony, tak zwany humanista, żydowskiego pochodzenia żyjący w Nowym Jorku posługuje się językiem angielskim z szybkością wyścigówki. Rozmówca musi być bystry i nadążać za swoim partnerem rozmowy. Nie każdy jednak ma ochotę na wyścig słowny. Spowodowało to, że rozmówców tych uważa się na hałaśliwych, nieprzystępnych niekiedy natrętnych.
Zupełnie inaczej do rozmowy podchodzą rdzenni Amerykanie czy ci pochodzenia szwedzkiego. Oni z kolei mówią powoli, uważnie dobierają słowa, często pauzują wypowiedź, czym zyskali miano małomównych i spokojnych ludzi.
W światopoglądzie prawie wszystkich na hasło: „ głośni i gestykulujący” pojawiają się Włosi bądź Grecy. To oni są mistrzami w używaniu siły głosu i gestów. Ich rozmowy dla człowieka z boku mogą przypominać kłótnie, ale to ich sposób na przekonanie przeciwnika – rozmówcy do swoich racji. Tutaj od razu nasuwa mi się na myśl sentencja Walthera G. Pinecoke'a – „Jeżeli ktoś otwiera usta, aby porozmawiać z drugą osobą ma tylko jeden zamiar – manipulować nią”. Jest to jednak zupełnie inny temat.
Inaczej rozmawiamy w luksusowej restauracji, a inaczej w toalecie na dworcu. Przestrzeń, w jakiej rozmawiamy, wymusza od nas konkretnych słów czy zachowań. To oczywiste, ale każda kultura ponadto posiada inną tak zwaną strefę komfortu i interpretację dotyku. Dla przykładu mieszkańcy Ameryki Południowej stają bliżej nowo poznanej osoby niż obywatele USA.
Ktoś przeczyta tekst powyżej i możliwe, że zastanowi się: „Zeszłego lata byliśmy w Egipcie i jakoś się dogadałem, choć nie znam żadnego obcego języka, a z moją Hanką nie mogę się dogadać po naszemu”. Jego uwaga będzie słuszna, ponieważ najtrudniej porozumieć się z osobą bliską, z którą nie same słowa są ważne, ale wspomniane wcześniej konteksty. Dodatkowo, jeśli jest to osoba przeciwnej płci musimy swoje umiejętności erudycji wznieść na jeszcze wyższy level. Obrazowo wygląda to tak, że kobieta dąży do zrozumienia istoty problemu, a mężczyzna chce problem jedynie rozwiązać, ona o swoich troskach mówi, rozpatruje z różnych stron i pod wieloma względami, a on swoje pozostawia tylko dla siebie. To może rodzić wiele niepotrzebnych konfliktów. Moim zdaniem zamiast lekcji plastyki, na których zazwyczaj nie dzieje się nic kreatywnego i rozwijającego nasz światopogląd powinna być lekcja komunikacji. Propagująca ładne i poprawne używanie polszczyzny, uświadamiająca, jak ważne jest zachowanie zwrotów grzecznościowych, żeby potem nie wynikły problemy, kiedy przyjdzie pójść na studia. Nie ma możliwości nauki dorosłych skutecznego porozumiewania się innego niż przez ich latorośl. Kiedy jadę tramwajem i uprawiam swoje ulubione hobby – podsłuchiwanie ludzi, prawie zawsze wychodzę ze środka komunikacji radosna, a jednocześnie zasmucona. Kilka, źle zinterpretowanych słów, kilka nieodpowiednich pauz, kilka modyfikatorów werbalnych: naprawdę, znów, tylko – i kłótnia gotowa. A chodziło jedynie o podjęcie decyzji co na obiad...
Mamy jako kultura tendencję do nadprodukcji słów. Dawniej kiedy jeden list miał zastąpić rozmowę z dwóch miesięcy osoba pisząca musiała oddzielić wydarzenia ważne od nieważnych. Nadać swojej wypowiedzi odpowiedni styl i ładnie ująć treść w ramy czasowe; list przecież nie dojdzie w minutę. Jeszcze nie tak dawno, kiedy nie było komputerów i drukarek jako nieodłącznego wyposażenia domu, uczeń musiał zadać sobie trud pójścia do biblioteki, przytachania książek do domu, przeczytania, nawet jeśli pobieżnego, to nie było opcji lupa jak dzisiaj. I sedno: jeśli chciał mieć coś w pracy, musiał to napisać długopisem swoją własną ręką, a jeśli zależało mu na estetyce musiał uważać i nie robić błędów. W wyniku tego trudnego i czasochłonnego procesu musiałby być masochistą, żeby jak dzieje się to teraz umieszczać w swojej wypowiedzi dwie strony bzdur znalezionych na jakimś pseudonaukowym portalu.
Pokuszę się o podsumowanie tekstu cytatem Feliksa Chwaliboga – „Mówić można z każdym – rozmawiać bardzo mało z kim”.




Bibliografia:

Tannen, D., 1994. Ty nic nie rozumiesz!: kobieta i mężczyzna w rozmowie [You Just Don't Understand: Women and Men in Conversation]. Tłum. A. Sylwanowicz. Warszawa: W A.B

Hall, E., T. 2001. Poza kulturą [Beyond culture]. Tłum. Elżbieta Goździak. Wydawnictwo Naukowe PWN

Grzeniewski, L., B. 1984. Aforystyka Dwudziestolecia. PIW


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz