Z
moich obserwacji wynika, że w zmianach lubimy jedynie gawędzenie o
nich i wyobrażanie sobie ich skutków. Natomiast zmiana realna, za
którą idą realne czynności mające na celu realne przeobrażenia
naszego życia, są bardzo rzadkie. Zmiany to byty bliżej
nieokreślone, znajdujące się gdzieś w naszych wyobrażeniach czy
marzeniach, lepiej lub gorzej zaplanowane, ale prawie zawsze
pozostające w strefie fantazji. Zmiana najczęściej ma się pojawić
od poniedziałku, co jest spowodowane symbolicznym pojmowaniem
pierwszego dnia tygodnia jako nowego – lepszego początku życia. W
związku z powyższym i ja niezmiernie cieszę się, że wkrótce
przyjdzie Nowy Rok. Będę miała niezliczone okazje przyglądania
się zaplanowanym zmianom, słuchania w telewizji czy radiu o tak
zwanych postanowieniach noworocznych. Wszyscy jesteśmy tak samo
poddani terroryzmowi Nowego Roku. W każdej gazecie, na każdej
stronie internetowej będą przynajmniej dwa artykuły „uczące”
nas - szarych ludzi, jak zmienić swoje bezbarwne, nudne,
niekiedy wyniszczające życie w egzystencję pełną stokrotek i
rzek miodem płynących, życia bez problemów i trosk. Może w całym
tym galimatiasie pojawi się jeden znaczący, mądrze podchodzący do zmian artykuł, którego autorem będzie człowiek wykształcony i
wiedzący co nieco o ludzkiej psychice i behawiorze ludzkich
postępowań. Człowiek dążył do ideału od zawsze, kanony piękna
różniły się od siebie na przestrzeni dziejów, ale niepodważalny
jest fakt, że istniały. Stosując kolosalne uproszczenie, można
pokusić się o stwierdzenie, że dawniej wszystko działo się
wolniej. Przesyłanie informacji, czas podróżny, schwytanie
przestępcy czy osiągnięcie namiastki ideału trwało zdecydowanie
dłużej niż obecnie. I trwanie to nie było mierzone w dniach czy
godzinach, ale w miesiącach bądź latach. W dobie programów
„before” i „after”, które trwają 45 minut, człowiek jako
istota, nie oszukujmy się, ułomna nie jest w stanie wyobrazić
sobie zmiany, która ma nastąpić za dwa odległe lata. Wszystkie
zmiany mają się pojawić tu i teraz, najlepiej przy minimum wysiłku
z naszej strony. Czekamy na nasz wyśniony ideał jak na objawienie z
nieba, rezygnując z działania. Rezygnujemy z niego, ponieważ przy
naszym perfekcjonizmie i oczekiwaniu widocznych rezultatów
natychmiast szybko się zrażamy do czynności, która miała nas do
niego doprowadzić. Kolejnym dystraktorem, z którym musimy się
zmierzyć na drodze do osiągnięcia zmiany jest środowisko. Tutaj
nie sposób jest nie przytoczyć spostrzeżeń Liptona. „Biologia
przekonań” książka, którą szczerze wszystkim polecam,
autorstwa Bruce'a Liptona wyjaśnia, jak otoczenie, w którym żyjemy,
na nas wpływa. Po wielu latach badań autor stwierdził, że owszem
geny są dziedziczone, ale człowiek poprzez swoje myśli, ideały i
przekonania, a w szczególności środowisko, w którym przebywa, ma
na nie największe oddziaływanie. Ktoś może cynicznie stwierdzić,
że Lipton tym faktem nie odkrył Ameryki, lecz moim zdaniem
uświadomienie sobie, a nie tylko przeczytanie o tym, że ludzie, z
którymi żyjemy mają kolosalny wpływ na nasze komórki w
organizmie, na nasze zdrowie, na nasze samopoczucie, na nasze całe
życie jest najważniejszym odkryciem w naszym życiu. Otaczanie się
ludźmi toksycznymi, niepozytywnymi, podnoszącymi nasz poziom
tolerancji do granic przyzwoitości jest złe. Hipotetyczna tak zwana
zmiana na lepsze w takim środowisku nie ma racji bytu, jest jak
dawne upuszczanie krwi choremu. Planowanie zmian w otoczeniu chorym,
jest jak gaszenie pożaru łyżką do zupy. Przykłady nie są
wybitne, ale chodzi mi o pokazanie dysonansu pomiędzy płaszczyznami:
zmiana i środowisko. Jeśli otoczenie jest nieodpowiednie, to nie
działa tutaj zasada: zacznij zmiany od siebie, a otoczenie samo się
zmieni. Małymi kroczkami, zaczynając od przemian własnej osoby
można działać w otoczeniu zdrowym, to znaczy z małymi wadami, ale
w założeniu środowisku wspierającym, dopingującym i dającym
mniejsze lub większe odczuwanie poczucia bezpieczeństwa. Kolejną
sprawą wydawać by się mogło oczywistą jest postawienie sobie
celów omawianej zmiany. Z moich skromnych, ale jednak uważnych
obserwacji wynika, że chcemy zmiany na lepsze, najlepiej na teraz,
najlepiej jak najmniejszym kosztem i jak frazeologiczny gwóźdź do
trumny, najlepiej, żeby nie wiązała się z ryzykiem. Z takich
oczekiwań co do postaci zmiany może wyniknąć tylko jedno. Sami
zainteresowani nie wiedzą, kim chcą być, ani co tak właściwie
chcą mieć za wspomniane wcześniej przysłowiowe dwa lata. Sprawa
jest prosta, jeśli nie wiesz, kim chcesz być, gdzie chcesz być, co
chcesz mieć i z kim, to nie masz żadnej obranej, przemyślanej
drogi, żadnego planu. Nasza podświadomość zawsze wybierze opcję
prostszą, bezpieczniejszą z logicznego punktu widzenia, znaną.
Niestety, żeby zobaczyć lepsze życie za 24 miesiące, potrzebna
jest wyobraźnia, umiejętność abstrakcyjnego myślenia, odwaga i
wiara w pomyślność przyjętego planu. Pierwsze, co człowiek
chcący naprawdę realnej zmiany musi zrobić, to uświadomić sobie
swoje prawdziwe potrzeby. Jeśli komuś brakuje poczucia pewności
siebie, to nie powinien szukać jej w nowym partnerze czy w
umięśnionym odbiciu w lustrze. Zmiana oparta na barkach nowego,
słabszego psychicznie od nas bądź dającego sobie ujmować
partnera nie ma sensu, tak samo katowanie się na siłowni czy surowa
dieta. W celu zdobycia pewności siebie Zmiana, jaką powinniśmy
poczynić, to szczera rozmowa z samym sobą i dojście do przyczyny
takiej, a nie innej sytuacji. Pomoc psychoterapeuty jest moim zdaniem
uzasadniona, ale nie niezbędna. Oszukujemy się, wypieramy różne
sytuacje z naszych wspomnień, kamuflujemy nasze uczucia, wszystko po
to, żeby się nie rozsypać emocjonalnie. Tutaj uważam za stosowne
wrócić do Liptona, który uzasadnia w bardzo prosty i przystępny
sposób wpływ grupy na jednostkę. Grupa, jaką są rodzice, w
naszym wczesnym życiu odgrywa rolę kluczową. To oni dają lub
zabierają nam poczucie bezpieczeństwa i pewności siebie. To dzięki
nim ewentualnie przez nich mamy takie a nie inne przyszłe zmiany w
naszym życiu. Jednych życiowa zmiana polega na odejściu od
bijącego męża, a innych na większym udziale kultury wysokiej w
życiu.
Kolejny
problem ze zmianą polega na trudzie, jakim jest wyjście z
przybranej roli. Każdy chcąc nie chcąc przybiera jakąś maskę, w
której mu lepiej lub gorzej. Bardzo trudno jest zrezygnować ze
znanej, przez lata oswajanej roli. Strach jest ogromny i uzasadniony.
Tutaj pojawia się sedno. Zmianę uzyskają jedynie ci, którzy
pokonają strach. Proste, ale prawdziwe. Nieważne, czy mówimy o
rzuceniu palenia i pokonaniu strachu przez prozaiczną fizjologiczną
reakcją – przytyciem czy pokonaniem strachu przed pójściem na
siłownię, gdzie paradoksalnie (w co nie mogę uwierzyć, odkąd
zaczęłam sama chodzić) nie ma możliwości spotkania naprawdę grubego
człowieka. Dla ludzi najważniejsze są emocje. Nie rozliczamy
innych z realnych zamiarów, jakie mieli, tylko z emocji jakie w nas
wywołali. Nawet jeśli ktoś całe życie twierdzi, że chce dla nas
jak najlepiej, a niestety jego dobre chęci wywołują u nas atak
torsji i paniki, to twierdzę, że osoba ta powinna czym prędzej
zmienić środowisko. Kolejną oczywistością mającą wspólny
mianownik ze zmianami omawianymi z okazji zbliżającego się Nowego
Roku, jest uświadomienie sobie, że zmiana to zastąpienie starego
nowym. Zyskując coś, tracimy coś innego. Nieumiejętność
rozstania się ze „starym” powoduje zaprzepaszczenie sobie drogi
do nowego. Bardzo ważne jest uzmysłowienie sobie, że
bezpieczeństwo nie znajduje się w pasach czy w nowych super drogich
oponach zimowych tylko w nas, w naszych decyzjach i postrzeganiu świata. Pokładanie poczucia bezpieczeństwa w jakiejkolwiek innej
komórce niż nasza własna jest naiwne i złudne, prowadzące na
manowce. Powracając do Liptona i mojej refleksji po przeczytaniu
jego książki; ile możesz zyskać życiodajnej energii, jeśli
wyeliminujesz daną osobę, rzecz lub przyzwyczajenie ze swojego
życia? Głęboki oddech nabiera wtedy zupełnie innego znaczenia,
nie musisz już liczyć od miliona.
Podsumowując,
żeby zmiana się powiodła, osoba za nią odpowiedzialna musi stać
się silna emocjonalnie. Musi na czas realizacji Zmiany przeistoczyć
się w
okręt wojenny, nie może być wywrotnym kajaczkiem czy byle jaką
żaglóweczką. Na drodze do mety na pewno pojawią się problemy,
jeśli ich nie będzie, to na sto procent coś człowieku robisz źle.
Drugą podstawową cechą osoby w fazie zmiany musi być szczerość
z samym sobą; chęć poznania przyczyny konieczności zmian, a nie
przerzucanie odpowiedzialności na mniej emocjonalne sprawy.
Akceptacja
powolności zmian i mniejsze lub większe cieszenie się z własnych
dokonań również
odgrywa kluczowe znaczenie w pomyślności wyzwania.
Niestety
zdaję
sobie sprawę z tego, że najczęściej wyszukiwanym hasłem w
googlach jest: „Jak szybko schudnąć” i moje pobożne życzenia
o zapoznanie się z własnym ja, być może pogodzeniem się z nim,
są jakąś formą farsy, ale jeśli drugim na podium hasłem nie
jest jeszcze: „Jak szybko i skutecznie obciąć sobie rękę,
żeby stracić na wadze”,to
mam
nadzieję, że nowy rok przyniesie realne zmiany, a ludzkość skupi
się chociaż na chwilę na tak zapomnianych zmianach jak
wprowadzenie szczerego, niewymuszonego uśmiechu i choć trochę
uroku
w codzienne, smutne życie.
Na
koniec zostawiam Was z rozmową dwóch panów na temat książki
Liptona.