poniedziałek, 29 grudnia 2014

Zmiany

Z moich obserwacji wynika, że w zmianach lubimy jedynie gawędzenie o nich i wyobrażanie sobie ich skutków. Natomiast zmiana realna, za którą idą realne czynności mające na celu realne przeobrażenia naszego życia, są bardzo rzadkie. Zmiany to byty bliżej nieokreślone, znajdujące się gdzieś w naszych wyobrażeniach czy marzeniach, lepiej lub gorzej zaplanowane, ale prawie zawsze pozostające w strefie fantazji. Zmiana najczęściej ma się pojawić od poniedziałku, co jest spowodowane symbolicznym pojmowaniem pierwszego dnia tygodnia jako nowego – lepszego początku życia. W związku z powyższym i ja niezmiernie cieszę się, że wkrótce przyjdzie Nowy Rok. Będę miała niezliczone okazje przyglądania się zaplanowanym zmianom, słuchania w telewizji czy radiu o tak zwanych postanowieniach noworocznych. Wszyscy jesteśmy tak samo poddani terroryzmowi Nowego Roku. W każdej gazecie, na każdej stronie internetowej będą przynajmniej dwa artykuły „uczące” nas - szarych ludzi, jak zmienić swoje bezbarwne, nudne, niekiedy wyniszczające życie w egzystencję pełną stokrotek i rzek miodem płynących, życia bez problemów i trosk. Może w całym tym galimatiasie pojawi się jeden znaczący, mądrze podchodzący do zmian artykuł, którego autorem będzie człowiek wykształcony i wiedzący co nieco o ludzkiej psychice i behawiorze ludzkich postępowań. Człowiek dążył do ideału od zawsze, kanony piękna różniły się od siebie na przestrzeni dziejów, ale niepodważalny jest fakt, że istniały. Stosując kolosalne uproszczenie, można pokusić się o stwierdzenie, że dawniej wszystko działo się wolniej. Przesyłanie informacji, czas podróżny, schwytanie przestępcy czy osiągnięcie namiastki ideału trwało zdecydowanie dłużej niż obecnie. I trwanie to nie było mierzone w dniach czy godzinach, ale w miesiącach bądź latach. W dobie programów „before” i „after”, które trwają 45 minut, człowiek jako istota, nie oszukujmy się, ułomna nie jest w stanie wyobrazić sobie zmiany, która ma nastąpić za dwa odległe lata. Wszystkie zmiany mają się pojawić tu i teraz, najlepiej przy minimum wysiłku z naszej strony. Czekamy na nasz wyśniony ideał jak na objawienie z nieba, rezygnując z działania. Rezygnujemy z niego, ponieważ przy naszym perfekcjonizmie i oczekiwaniu widocznych rezultatów natychmiast szybko się zrażamy do czynności, która miała nas do niego doprowadzić. Kolejnym dystraktorem, z którym musimy się zmierzyć na drodze do osiągnięcia zmiany jest środowisko. Tutaj nie sposób jest nie przytoczyć spostrzeżeń Liptona. „Biologia przekonań” książka, którą szczerze wszystkim polecam, autorstwa Bruce'a Liptona wyjaśnia, jak otoczenie, w którym żyjemy, na nas wpływa. Po wielu latach badań autor stwierdził, że owszem geny są dziedziczone, ale człowiek poprzez swoje myśli, ideały i przekonania, a w szczególności środowisko, w którym przebywa, ma na nie największe oddziaływanie. Ktoś może cynicznie stwierdzić, że Lipton tym faktem nie odkrył Ameryki, lecz moim zdaniem uświadomienie sobie, a nie tylko przeczytanie o tym, że ludzie, z którymi żyjemy mają kolosalny wpływ na nasze komórki w organizmie, na nasze zdrowie, na nasze samopoczucie, na nasze całe życie jest najważniejszym odkryciem w naszym życiu. Otaczanie się ludźmi toksycznymi, niepozytywnymi, podnoszącymi nasz poziom tolerancji do granic przyzwoitości jest złe. Hipotetyczna tak zwana zmiana na lepsze w takim środowisku nie ma racji bytu, jest jak dawne upuszczanie krwi choremu. Planowanie zmian w otoczeniu chorym, jest jak gaszenie pożaru łyżką do zupy. Przykłady nie są wybitne, ale chodzi mi o pokazanie dysonansu pomiędzy płaszczyznami: zmiana i środowisko. Jeśli otoczenie jest nieodpowiednie, to nie działa tutaj zasada: zacznij zmiany od siebie, a otoczenie samo się zmieni. Małymi kroczkami, zaczynając od przemian własnej osoby można działać w otoczeniu zdrowym, to znaczy z małymi wadami, ale w założeniu środowisku wspierającym, dopingującym i dającym mniejsze lub większe odczuwanie poczucia bezpieczeństwa. Kolejną sprawą wydawać by się mogło oczywistą jest postawienie sobie celów omawianej zmiany. Z moich skromnych, ale jednak uważnych obserwacji wynika, że chcemy zmiany na lepsze, najlepiej na teraz, najlepiej jak najmniejszym kosztem i jak frazeologiczny gwóźdź do trumny, najlepiej, żeby nie wiązała się z ryzykiem. Z takich oczekiwań co do postaci zmiany może wyniknąć tylko jedno. Sami zainteresowani nie wiedzą, kim chcą być, ani co tak właściwie chcą mieć za wspomniane wcześniej przysłowiowe dwa lata. Sprawa jest prosta, jeśli nie wiesz, kim chcesz być, gdzie chcesz być, co chcesz mieć i z kim, to nie masz żadnej obranej, przemyślanej drogi, żadnego planu. Nasza podświadomość zawsze wybierze opcję prostszą, bezpieczniejszą z logicznego punktu widzenia, znaną. Niestety, żeby zobaczyć lepsze życie za 24 miesiące, potrzebna jest wyobraźnia, umiejętność abstrakcyjnego myślenia, odwaga i wiara w pomyślność przyjętego planu. Pierwsze, co człowiek chcący naprawdę realnej zmiany musi zrobić, to uświadomić sobie swoje prawdziwe potrzeby. Jeśli komuś brakuje poczucia pewności siebie, to nie powinien szukać jej w nowym partnerze czy w umięśnionym odbiciu w lustrze. Zmiana oparta na barkach nowego, słabszego psychicznie od nas bądź dającego sobie ujmować partnera nie ma sensu, tak samo katowanie się na siłowni czy surowa dieta. W celu zdobycia pewności siebie Zmiana, jaką powinniśmy poczynić, to szczera rozmowa z samym sobą i dojście do przyczyny takiej, a nie innej sytuacji. Pomoc psychoterapeuty jest moim zdaniem uzasadniona, ale nie niezbędna. Oszukujemy się, wypieramy różne sytuacje z naszych wspomnień, kamuflujemy nasze uczucia, wszystko po to, żeby się nie rozsypać emocjonalnie. Tutaj uważam za stosowne wrócić do Liptona, który uzasadnia w bardzo prosty i przystępny sposób wpływ grupy na jednostkę. Grupa, jaką są rodzice, w naszym wczesnym życiu odgrywa rolę kluczową. To oni dają lub zabierają nam poczucie bezpieczeństwa i pewności siebie. To dzięki nim ewentualnie przez nich mamy takie a nie inne przyszłe zmiany w naszym życiu. Jednych życiowa zmiana polega na odejściu od bijącego męża, a innych na większym udziale kultury wysokiej w życiu.
Kolejny problem ze zmianą polega na trudzie, jakim jest wyjście z przybranej roli. Każdy chcąc nie chcąc przybiera jakąś maskę, w której mu lepiej lub gorzej. Bardzo trudno jest zrezygnować ze znanej, przez lata oswajanej roli. Strach jest ogromny i uzasadniony. Tutaj pojawia się sedno. Zmianę uzyskają jedynie ci, którzy pokonają strach. Proste, ale prawdziwe. Nieważne, czy mówimy o rzuceniu palenia i pokonaniu strachu przez prozaiczną fizjologiczną reakcją – przytyciem czy pokonaniem strachu przed pójściem na siłownię, gdzie paradoksalnie (w co nie mogę uwierzyć, odkąd zaczęłam sama chodzić) nie ma możliwości spotkania naprawdę grubego człowieka. Dla ludzi najważniejsze są emocje. Nie rozliczamy innych z realnych zamiarów, jakie mieli, tylko z emocji jakie w nas wywołali. Nawet jeśli ktoś całe życie twierdzi, że chce dla nas jak najlepiej, a niestety jego dobre chęci wywołują u nas atak torsji i paniki, to twierdzę, że osoba ta powinna czym prędzej zmienić środowisko. Kolejną oczywistością mającą wspólny mianownik ze zmianami omawianymi z okazji zbliżającego się Nowego Roku, jest uświadomienie sobie, że zmiana to zastąpienie starego nowym. Zyskując coś, tracimy coś innego. Nieumiejętność rozstania się ze „starym” powoduje zaprzepaszczenie sobie drogi do nowego. Bardzo ważne jest uzmysłowienie sobie, że bezpieczeństwo nie znajduje się w pasach czy w nowych super drogich oponach zimowych tylko w nas, w naszych decyzjach i postrzeganiu świata. Pokładanie poczucia bezpieczeństwa w jakiejkolwiek innej komórce niż nasza własna jest naiwne i złudne, prowadzące na manowce. Powracając do Liptona i mojej refleksji po przeczytaniu jego książki; ile możesz zyskać życiodajnej energii, jeśli wyeliminujesz daną osobę, rzecz lub przyzwyczajenie ze swojego życia? Głęboki oddech nabiera wtedy zupełnie innego znaczenia, nie musisz już liczyć od miliona.
Podsumowując, żeby zmiana się powiodła, osoba za nią odpowiedzialna musi stać się silna emocjonalnie. Musi na czas realizacji Zmiany przeistoczyć się w okręt wojenny, nie może być wywrotnym kajaczkiem czy byle jaką żaglóweczką. Na drodze do mety na pewno pojawią się problemy, jeśli ich nie będzie, to na sto procent coś człowieku robisz źle. Drugą podstawową cechą osoby w fazie zmiany musi być szczerość z samym sobą; chęć poznania przyczyny konieczności zmian, a nie przerzucanie odpowiedzialności na mniej emocjonalne sprawy. Akceptacja powolności zmian i mniejsze lub większe cieszenie się z własnych dokonań również odgrywa kluczowe znaczenie w pomyślności wyzwania. 
Niestety zdaję sobie sprawę z tego, że najczęściej wyszukiwanym hasłem w googlach jest: „Jak szybko schudnąć” i moje pobożne życzenia o zapoznanie się z własnym ja, być może pogodzeniem się z nim, są jakąś formą farsy, ale jeśli drugim na podium hasłem nie jest jeszcze: „Jak szybko i skutecznie obciąć sobie rękę, żeby stracić na wadze”, to mam nadzieję, że nowy rok przyniesie realne zmiany, a ludzkość skupi się chociaż na chwilę na tak zapomnianych zmianach jak wprowadzenie szczerego, niewymuszonego uśmiechu i choć trochę uroku w codzienne, smutne życie. 
Na koniec zostawiam Was z rozmową dwóch panów na temat książki Liptona. 


niedziela, 16 listopada 2014

Starość






           W którym momencie skończy się moda na brak granic? Czy nastąpi taki czas, że człowiek się zatrzyma i powie: „Stop, wystarczy”? Moim zdaniem nigdy.
Człowiek, istota stworzona na podobieństwo Boga, ale w swojej złożoności jednak niedoskonała. Robi wszystko, żeby tę granicę pokonać, ale od wieków pozostaje jedna składowa życia, na którą nie na antidotum. Śmierć. Najgorsza, najczarniejsza, najstraszniejsza zmora każdego z nas. Tym gorsza, im mniej oswojona. Dawniej egzystencja ziemska i pozaziemska przenikały się, obecnie tej drugiej nie ma w życiu wykształconego, inteligentnego człowieka. Teoria ewolucji bardzo dokładnie zobrazowała pochodzenie i rozwój człowieka, wykluczyła istnienie materii duchowej, która miała nas stworzyć i napisać dla nas plan życia. Nie zawsze łatwy i miły, ale z nadzieją na wieczne, dobre i przyjemne życie w Niebie. To miało logiczny sens. Czy naprawdę wyrzeknięcie się materii duchowej na rzecz nauki i technologii przyniosło nam tyle dobrego, ile się spodziewaliśmy? Wyobraźnia ludzka i kreatywność jest nieograniczona, nieważne czy odkrywamy ogień czy mikroprocesor. Jednak mam nieodparte wrażenie, że przeniosła się ona z filozoficznego, mitotwórczego „tłumaczenia świata” na poziom naukowy. Jeśli dzisiaj czegoś nie powiedzą  naukowcy, najlepiej amerykańscy, a mass media tego nie potwierdzą, to informacja nie ma szansy na przetrwanie dłuższe niż przeczytanie tego zdania. Od zarania dziejów jednak człowiek zadawał pytania o istnienie Boga i nadal będzie tak się działo. Nikt nie lubi być poddawany nieustannym stresom, człowiek dąży do stabilizacji i spokoju. Wszystko to daje religia, określa granice, normy, prawa i obowiązki, reguluje nasz cykl życiowy. Jest w niej miejsce na post, smutek, zadumę, ale też na radość i świętowanie.
Ludzkość jest ułomna, wadliwa  i błądzi, nie ma za dużo wspólnego z logiką, za to bardzo dużo z emocjami. Przykład - zdradzana kobieta, Elżbieta z  "Granicy" Nałkowskiej. Żona wybacza wszystko mężowi i dodatkowo później wspiera go w problemach z kochanką Justyną. Miłość i strach dwie bardzo silne emocje, zawsze chodzące ze sobą w parze. Logiczne zachowania w ich obecności są niemożliwe. Jak więc w życiu tak podyktowanym przez emocje, nie bać się śmierci, czegoś tak irracjonalnego, że nie do opisania znanymi mi słowami. Znaleźć sobie jakąś filozofię do zjawiska, którego się boimy. Przykładem może być mit i legenda, najwcześniejsza forma pryncypium życia. To, co nieznane, musi zostać poznane w całości i zrozumiane również w pełni, żeby przestało być zagrożeniem i nie cechowało się już niepewnością i zagrożeniem. Śmierć jest wbrew pozorom niepoznana, choć naukowcy i filozofowie starają się jak mogą zapewnić nam spokój ducha czy to poprzez przeszczepy serca, czy nurt transhumanizmu, sztucznej inteligencji jeszcze jednak nie ma.
Oglądając wiadomości i słysząc, że zginęło 250 osób na drogach w tym tygodniu, nie mamy głębszych refleksji, dalej jemy kolację czy leżymy niewzruszeni na kanapie. Przypisujemy tę informację do kategorii: Inni to mają problemy, dobrze, że ja mogę bezpiecznie odpoczywać. Inna reakcja zachodzi, kiedy od wielkiego święta przeciętny zjadacz chleba uda się do kościoła, a następnie na cmentarz. Wykluczając uroczystość Wszystkich Świętych, która została poddana całkowitej sekularyzacji. Mówię o pogrzebie, „najlepiej” kolegi z pracy. Ten sam wiek, ten sam styl życia, też miał żonę dzieci i kredyt. Umarł. Dla naszego powszechnego wypierania śmierci byłoby lepiej, gdyby zmarł w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności,  np.: pianino spadło na niego w drodze, gdy szedł po bułki. Niestety, odszedł w wyniku choroby, która może spotkać i mnie. Tu jest ten krótki moment życia spędzony na myśleniu o śmierci. Oczywiście szybko zostają podjęte kroki mające na celu zaprzeczenie możliwości podzielenia przyszłości z kolegą. Karnet na siłownię czy sałata w lodówce o czymś świadczą. Nie ma pogodzenia się ze śmiercią za zdrowego, normalnego życia. W naszej współczesnej kulturze miejscem śmierci jest szpital lub hospicjum. Mało kto decyduje się na odejście z tego świata w domu, wśród rodziny. A druga strona medalu jest też taka, że mało która osoba jest w stanie sprostać oczekiwaniom czy też obowiązkom związanym z pielęgnacją i podejściem psychologicznym osoby, której już niedużo zostało czasu. Jest to bezpośrednia przyczyna „zdziczenia” śmierci. Dawniej w rodzinach wielopokoleniowych starość czy odejście kogoś bliskiego nie były szokiem. Co więcej, niczym odbiegającym od normy nie było posiadanie stroju pogrzebowego. Było oczywiste, że śmierć nadejdzie tak samo jak zima. Nawiązanie do lektury "Chłopów" jest oczywiste i godne uwagi. W życiu chłopów wyznaczonym poprzez pory roku i cykl liturgiczny nie jest zaskoczeniem przemijalność ludzkiego ciała. Ludzie się rodzą i umierają, niektórzy wcześniej jak Kuba, inni później jak Boryna. Nie jest to wypracowanie w liceum, więc pominę dogłębną interpretację i skupię się na ogólnych wnioskach dotyczących kresu życia wynikających z powieści. Niektórzy z nas umierają w samotności stuprocentowej, opuszczeni przez wszystkich, czasem słysząc jedynie pomrukiwanie jedynego towarzysza niedoli – zwierzęcia. Pomoc przyjdzie po czasie. Niektórzy z nas czekają na śmierć całe życie; odchodzą nawet bogaci i mający szacunek u innych; niektórym dane jest umrzeć tam gdzie chcą, spokojnie i elegancko.
Bardzo chwytliwe twierdzenie wygłosił Gorer. Sformułował tezę o „nowej pornografii” – pojęciem, pod którym rozumiał nadanie strefy tabu śmierci. W XIX wieku bez dzisiejszej opieki zdrowotnej choroby, zarazy i inne czynniki minimalizujące populację były na porządku dziennym. Ciała zmarłych nie miały godnego pochówku. Kiedy denat był biedny, walał się po mieście, siejąc jedynie niezadowolenie wśród mieszkańców. Nawet małe dzieci mogły zobaczyć ciało w stanie rozkładu, a na przykład procedura porodu owiana była tajemnicą. Również miejsce pochówku było inne, na przykład bogatych i szanowanych obywateli chowano na terenie przylegającym do kościoła, a księdza pod ołtarzem. Biedniejszych, gdzie popadnie, między innymi na terenie posesji, na której mieszkali całe życie czy też na rynku. Co ciekawe instytucja cmentarza w obecnej formie powstała w Paryżu. Powstała ona 30 km od miasta i została wybudowana do niego specjalna kolejka, co spotkało się z ogólnym oburzeniem, taki transport zmarłego nie był do pojęcia w światopoglądzie ówczesnych mieszkańców Francji. Wracając do Gorera, wyszczególnił on bardzo istotną zamianę ról w XX wieku. Tematy seksualne stawały się coraz bardziej popularne, były nowością, a śmierć jako temat popularny, oklepany, nieniosący za sobą zbytniego ładunku emocjonalnego zepchnięty został na dalszy plan. Ważna refleksja wynika z faktu, że strach przed śmiercią jest jednakowy dla wszystkich ludzi na Ziemi. Wszyscy pamiętają, jak umarł Jan Paweł II,  jak było podniośle i patetycznie, i jak wszyscy przypomnieli sobie o czymś tak absurdalnym w zwykłej, szarej codzienności jak śmierć. Korzystnie dla ludzkości jako takiej jest, że w naturze człowieka nie leży ciągłe zamartwianie się przemijaniem. Ważniejszy jest temat prokreacji i dzisiejszego obiadu. Jeśli piosenka ma być dla mas, musi mieć prosty tekst i melodię; jeśli partia ma wygrać, to nie może mieć kontrowersyjnych postulatów, tak samo temat śmierci nie może być prezentowany skostniałym tonem, z nabożna czcią, w atmosferze strachu i paniki. Nerwowe podejście mediów do starzenia się działa na nas w sposób podświadomy. Im głębiej jesteśmy w klimacie mody, stylu i zdrowia, tym mniejszy mamy dystans do swojego ciała. A jak nie być w temacie, skoro większość z nas ma telewizor i z nim związane reklamy. Kult piękna w kulturze poprzemysłowej osiągnął apogeum, przeniósł się na strefę do niedawna sacrum – zmarłych. W obawie przed nieżyjącą osobą kreatywność ludzka w połączeniu w technologią wyprodukowała "stwór" o nazwie – kosmetyka pośmiertna. W ofercie znajdują się takie sługi jak: mycie ciała, zakładanie blokad, opatrunków, zamykanie ust, oczu, składanie rąk, odgazowanie, ubranie ciała zmarłego, makijaż, manicure, czesanie włosów, zakrywanie przebarwień itp.. Dostępna w ofercie jest  również czasowa konserwacja zwłok, mająca na celu opóźnienie pojawienia się bakterii czy rekonstrukcja pośmiertna – tanatoplastyka. Istnieje możliwość niedotknięcia nawet zmarłego, jeśli ostanie dni życia spędził w hospicjum. Pielęgniarka zadzwoniła do rodziny, ta skontaktowała się z firmą zajmującą się usługami pogrzebowymi, która zrobiła ze zmarłego człowieka w kwiecie wieku. Taka jest najczęstsza ostatnia droga większości ludzi tzw. zachodniego świata. Doświadczenie przemijalności życia pachnące różami, liliami i świerkiem, dyskretne łzy przy wtórze wzruszającej melodii. Małymi kroczkami, dzięki specjalistycznej medycynie pokonaliśmy granicę estetyczną życia i śmierci. Co z tego, że zmarła nie miała ręki, bo straciła ją w wypadku, na pogrzebie ma i wygląda lepiej niż za życia, ma piękny, spokojny uśmiech, nawet trochę się zarumieniła. Nieśpiesznie całokształt śmierci, który był bolesny i makabryczny, został usunięty z pola widzenia rodziny. Są lekarze, których pracą jest operowanie, nie powinien, więc dziwić fakt, że są specjaliści od pracy z nieboszczykiem. Naukowcy są jak małe dzieci, ciągle szukają granicy, na której przekroczenie nie zgodzą się rodzice. Granicę tą wyznaczają firmy, które wytwory ich pracy miałyby sprzedać, a to podyktowane jest popytem na dany towar, który ustala lud, czyli my wszyscy. Musimy zastanowić się, czego sobie życzymy, żeby potem nie płakać nad sekularyzacją kultury. Presja na bycie ładnym, młodym, energicznym i szczęśliwym trwa w najlepsze, wszystko co znajduje się poniżej standardów obecnej kultury jest wypierane z naszego umysłu, a co za tym idzie sprzed naszych oczu. Na cmentarzu same piękne marmurowe pomniki, na grobach stylowe wieńce i znicze zgodne z obowiązującym w sezonie trendem. Mycie tychże pomników zleca się firmom, bo rodzina mając kilka dni wolnego woli wyjechać na narty niż zastanawiać się nad tragizmem ludzkiej egzystencji. Jedni nie przewidują śmierci własnej jak nasi drogowcy zimy, zawsze wydaje im się, że jeszcze zdążą, inni robią mądrą minę do złej gry i cytują filozofa za filozofem w nadziei, że śmierć jak przyjdzie, to spadnie z konia z wrażenia przy wtórze rozsypywanych kości, inni skoro dokonali poświęcenia koszyka przed Wielkanocą, widzieli żłóbek i "bozię", czasem odmówili paciorek i dali dwa złote na tacę, mają nadzieję na Boże miłosierdzie, o którym coś im się kiedyś obiło o uszy, nieliczni prawdziwie wierzący wiedzą, dokąd idą i po co, nieliczni prawdziwie niewierzący nawet jak zobaczą świetlisty tunel, to pewnie im się przypomni, że to tylko wpisane w ewolucję pocieszenie ginącego mózgu. Każdy wierzy jak chce i w co chce, ale ostatnim egzamin, który przychodzi zdać każdemu człowiekowi, nie ominie nikogo. Miejmy tylko nadzieję, że w chwili wypowiadania słów: Trwaj chwilo, jesteś piękna!też będziemy mieli tyle szczęścia co bohater "Fausta".   




Pozycje godne uwagi:
- Elisabeth Kübler-Ross, „Rozmowy o śmierci i umieraniu
- Stanislav Grof, „Najdalsza podróż. Misterium i świadomość śmierci.
- Philippe Ariès, „Człowiek i śmierć